Recenzja gry Switch

New Super Mario Bros. U (2012)
Masataka Takemoto
Charles Martinet

Sztuka reminiscencji

Inżynier Mamoń w "Rejsie" tłumaczy w swoim wywodzie wyższość rzeczy znanych nad tymi, z którymi stykamy się po raz pierwszy. Ludzki mózg lubi powtórzenia. Tej zasady zdaje się trzymać Nintendo,
"New Super Mario Bros. U Deluxe" - recenzja
Prawie pięćdziesiąt lat temu w kultowym "Rejsie" padły słowa, które pozornie błahe i zabawne, po głębszych badaniach przeprowadzonych przez mądrych ludzi okazały się prawdą. Inżynier Mamoń w swoim wywodzie tłumaczy wyższość rzeczy znanych nad tymi, z którymi stykamy się po raz pierwszy. Ludzki mózg lubi powtórzenia. Tej zasady zdaje się trzymać Nintendo, prezentując z początkiem nowego roku "New Super Mario Bros. U Deluxe" – odświeżoną i nieco zmodyfikowaną wersję klasycznej już platformówki znanej z WiiU.



Pewne rzeczy w galaktyce pozostają niezmienne. Ziemia kręci się wokół Słońca, podgrzana woda paruje, a Bowser ma niekończące się parcie na księżniczkę Peach. Nie inaczej jest i w tej odsłonie przygód Mariana i spółki. Z tym że dama w opresji lamentuje tylko w ostatnim zamku, a żeby się do niej dostać, będziemy musieli nie tylko zmierzyć się nie z latoroślami przerośniętego żółwia, ale i pokonać dziesiątki poziomów, które przygotowali dla nas twórcy.

Te jak zwykle zaskakują różnorodnością. Trafimy na targane piaskiem pustynie, ukochane przez wszystkich wodne labirynty oraz mroźne szczyty. Moim osobistym faworytem pozostaje plansza nawiązująca do Gwiaździstej Nocy van Gogha. Istny graficzny majstersztyk. Każdy ze światów posiada cechy wyróżniające go spośród innych miejsc. W jednym trafimy na bulgoczące pokłady trucizny, inny zaś zaskoczy nas spadającymi platformami. Każde z tych miejsc będzie wymagało od nas przede wszystkim precyzji. Pośpiech i krzyknięcie YOLO w niczym tu nie pomogą, bo o ile pierwsze poziomy gwarantują przyjemne i relaksujące doznania, o tyle z nowymi miejscami przychodzą nowe, bardziej frustrujące wyzwania – ucieczka przed podnoszącym się poziomem lawy, znikające półki, dziesiątki Piranii próbujących pożreć naszą postać. Szykujcie licznik śmierci, bo będzie ich tu w bród. 



Twórcy pozostawili jednak furtkę dla tych, którzy chcą przejść grę, niespecjalnie się przy tym męcząc. Do rozgrywki wprowadzono dwie postacie, których nie dane nam było poprowadzić wcześniej w "New Super Mario Bros. U". Grywalny Nabbit pojawił się co prawda w "New Super Luigi U", ale urocza Toadette jest kompletnie nowym nabytkiem serii. Wszystko po to, by graczowi było łatwiej i nie próbował on wyrzucić swojego Switcha za okno. Pani Włóczygrzybkowa po znalezieniu korony zmienia się w osławioną już Peachette, która może wykonywać podwójne skoki, unosi się w powietrzu, a po wpadnięciu w przepaść zostaje z niej wypchnięta. Tym, którzy kompletnie nie radzą sobie z rozgrywką, sprezentowano Nabbita, złośliwego fioletowego królika, którego może unicestwić tylko skok w przepaść lub kontakt z kłopotliwym podłożem takim jak lawa czy trucizna. To postać samograj sprawiająca, że naszym jedynym zmartwieniem pozostaje wyważone skakanie z jednego miejsca w drugie. Obie postacie dysponują również zwiększonym limitem czasowym na pokonanie poziomów. Kolejnym ułatwieniem jest tzw. Super Guide. Po określonej liczbie zgonów przy punkcie kontrolnym pojawia się duża kostka z wykrzyknikiem. Po uderzeniu w nią Luigi pokazuje optymalny sposób na przejście danego etapu od A do Z.

   

Poza główną przygodą do dyspozycji gracza oddano całość "New Super Luigi U". To sporawe DLC cechuje się jeszcze większym poziomem trudności oraz skróconym czasem przeznaczonym na pokonanie poziomów. Jednocześnie zmniejszono rozległość etapów, dosalając im więcej przeciwników, ruchomych platform i innych morderczych niespodzianek. W wątku Luigiego nie zagramy również Mario, zgodnie z założeniem twórców, którzy chcieli, by ta odsłona pozostała wolna od sławniejszego brata.

Wszystkie poziomy pokonamy samodzielnie lub w lokalnym co-opie. Do zmagań zasiąść może do czterech graczy. Każdy z nich pokieruje inną postacią. Skucha popełniona przez jednego z grających nie skutkuje przeniesieniem całej drużyny na początek poziomu. Zamiast tego, wokół winnego pojawia się bańka, w której pozostanie on tak długo, dopóki nie zostanie z niej uwolniony przez towarzyszy. Jest to dość łatwy i skuteczny sposób na przechodzenie kłopotliwych fragmentów z tymi, którzy bardzo chcą grać, ale mają do tego dwie lewe ręce. 

   


Gra prezentuje się prześlicznie zarówno w trybie przenośnym (720p), jak i stacjonarnym. Na telewizorach nie działa już w sztucznie podbitej rozdzielczości, tylko w natywnym 1080p. Ci, dla których ta odsłona jest zupełnie nowym doświadczeniem, z pewnością nie będą zawiedzeni dostępną zawartością. Problem z tym tytułem mogą mieć jednak gracze, którzy grali wcześniej na WiiU i oczekują od remastera chociaż odrobiny świeżości. Niestety, w przeciwieństwie do "Captain Toad" nie zdecydowano się tu na wprowadzenie dodatkowych poziomów. 

Zremasterowane przygody braci Mario to solidny kawałek rozrywki, przy którym spędzić można długie godziny. Nie tylko w pojedynkę, ale i podejmując się różnych wyzwań wraz z paczką przyjaciół. Sprytnie poukładane monetki sprawią, że niemal każdą z ponad 150 plansz będziemy przechodzić wielokrotnie, szukając sposobu, by zebrać je wszystkie. Gra stawia przed graczem szereg wyzwań, jednak nie barykaduje się od nowicjuszy, oferując im kilka marchewek mających zachęcić ich do samodoskonalenia. Jako osoba niemająca styczności z WiiU, bawiłam się przy tej odsłonie doskonale. Jestem jednak w stanie zrozumieć osoby kręcące nosem na kolejny "odgrzewany kotlet" i oczekujące od Nintendo zupełnie nowych perypetii najsłynniejszych hydraulików świata.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones